Sierż. szt. Rafał Syczew, który do tej pory był Hardmanem, został Maratończykiem
Mrągowski policjant wziął udział w Mistrzostwach Polski w Maratonie w Dębnie, ale z uwagi na trwająca pandemię królewskie kilometry przebiegł mazurską trasą. Bieg na dystansie 42 km 197 m ukończył w czasie 3:29:13. Policjant od siedmiu lat swój wolny czas poświęca bieganiu, a pasją do sportu i stawianiem sobie nowych wyzwań zaraża innych.
Tydzień (20.04) temu sierż. szt. Rafał Syczew, który na co dzień jest policjantem ruchu drogowego stanął przed kolejnym wyzwaniem. Biorąc udział w Wirtualnym Maratonie Dębno 2021 wziął sobie za cel pokonanie królewskiego dystansu 42 km 197 m. Biegnąc ciężką i wymagającą mazurską trasą: Jakubowo-Probark-Mrągowo-Tymnikowo-Czerwonki-Piotrówka-Muntowo-Śniadowo-Kosewo-Użeranki-Zalec-Wyszebork-Popowo Salęckie osiągnął wynik 3:29:13. Na mecie zamiast wiwatujących tłumów czekała na niego najbliższa rodzina. Osiągnięty wynik uplasował go na 3 miejscu w swojej kategorii wiekowej wśród amatorów i na 9 wśród mężczyzn.
Policjant już od 7 lat swój wolny czas po służbie spędza na treningach – biegowych i nie tylko. Ciągle doskonali się, by osiągać coraz lepsze wyniki, bo w biegach ogromne znaczenie ma nie tylko ilość wybieganych kilometrów, ale również systematyczność treningów.
... można powiedzieć, że na starcie stanąłem z marszu, wyrwany z cyklu treningowego, nie przygotowując się specjalnie pod ten dystans. W głowie pojawiały się różne myśli. We wtorek o 11 wybiła godzina zero i wystartowałem razem z bratem. Od początku biegło mi się bardzo dobrze, było dosyć gorąco i ciężki początek trasy z wieloma podbiegami nie zniechęcił mnie do wykonania zadania. Tempo też było wyższe niż zakładałem, ale postanowiłem nie patrzeć na zegarek, a skupić się na samopoczuciu i biec tak, żeby czuć się komfortowo. I tak było do 25 kilometra, gdzie biegło mi się naprawdę lekko. Potem się zaczęło najgorsze. Od 25 do 31 kilometra trasy, bieg cały czas pod górkę z dwoma naprawdę wykańczającymi podbiegami. Na tym odcinku pojawiło się zwątpienie, nogi i ciało odmawiały posłuszeństwa, ale głowa nie dawała za wygraną. I udało się przetrwać ten trudny moment, wtedy już wiedziałem, że do końca nic nie jest mi w stanie przeszkodzić w zrealizowaniu tego marzenia. Na 39 kilometrze spojrzałem na zegarek, patrzę i widzę, że biegnę na czas 3:31 … Myślę, to tylko głupie cyferki, ale 3:29 brzmi lepiej niż 3:30 i że 3:30 jest do złamania. Niespełna 1,5 minuty do urwania na ostatnich 3 kilometrach, siły są, dam radę. Mówię do brata: łamiemy 3:30, przyspieszę; brat mnie hamuje i na trzeźwo mówi, żebym dalej biegł swoje i spokojnie ukończył bieg. Nie posłuchałem. Przyspieszyłem, udało się 3:29:13 !!!